Dzięki jego wskazówkom obyło się bez większego problemu z dojazdem do jego mieszkania.
- To się załatwiłem - westchnął siadając na kanapie. Położyłam jego kulę na podłogę i zajęłam miejsce obok niego. - Dzięki, że tu jesteś.
- Nie masz za co. To... Moje zobowiązanie wobec Ciebie... - mruknęłam, spuszczając głowę w dół, splatając dłonie razem. Uh, czy ja to wypowiedziałam na głos?
Jego ręce oplotły moją talię i przyciągnęły do siebie. Nosem trącił mój policzek, by po chwili powtórzyć tę czynność ustami. Skutecznie wykorzystywał to, że nie mogłam mu się oprzeć...
- Będę się starał tak długo, dopóki tego nie zrozumiesz - szepnął mi na ucho. Oparł się czołem o moją skroń i spokojnie wyczekiwał na moją o odpowiedź.
- Ivi... Ja... To rozumiem, ale... Wszystko dzieje się o wiele za szybko...
- Poczekam tyle, ile będzie trzeba - delikatnie obrócił moją głowę, by mógł spojrzeć mi w oczy. - Tak długo, aż będziesz gotowa.
Skupiłam się na jego oczach, których głębia powoli odkrywała się przede mną. Pokazywała co ma w sobie... Pragnienie ochrony... Ochrony mnie... Troska... Moje serce znów przyspieszyło, jego dłonie spoczęły na moich policzkach i odrobinę przysunęły do niego. Lekko drgnęłam, gdy spuścił wzrok. Zatrzymał się, chyba czekał na mój ruch... Niepewnie przysunęłam się jak najbliżej niego i trąciłam swoim nosem jego nos, by go pocałować. Przyciągnął mnie do siebie, bym była jak najbliżej niego. Jego dłonie przesunęły się z moich policzków na plecy, bym nie odsunęła się od niego choćby na centymetr.
- Czy my aby przypadkiem się nie zapędzamy? - szepnęłam, odsuwając się trochę do tyłu.
- Nic złego się nie dzieje, do niczego Cię nie zmuszam, a przede wszystkim to się Tobie podoba, prawda?
- Fakt.
- Poza tym mam prawo do okazywania swoich uczuć do Twojej osoby - poczułam rumieniec wstępujący na moją twarz. Austriak się uśmiechnął i przejechał palcami po jednym z policzków. - Słodko się rumienisz.
Czerwień na moich policzkach wyraźnie się umacniała, głównym powodem było to, że Lucić nieprzerwanie na mnie spoglądał. Z jednej strony było to niezręczne, a z drugiej... Uh, takie słodkie.
Usłyszałam bliżej niezidentyfikowany dźwięk, przypominający odgłos burczenia w brzuchu. Ivan cicho się zaśmiał. To od niego.
- Co byś chciał zjeść?
- Ciebie - jego śmiech wezbrał na sile. Zdjęłam jego ręce z moich pleców i zeszłam z niego.
- Chodź, to że masz skręconą kostkę, nie znaczy że będziesz leniuchować.
- Jakby co, to Twoja wina, że mnie wymęczasz.
- Dobrze, wezmę tę odpowiedzialność na siebie - zapewniłam, podając mu kule.
***
- Hej Vik. Potrzebuję Twojej pomocy - zaczęłam, gdy tylko odebrał.
~ Tak szybko? ~ zaśmiał się, a ja westchnęłam.
- Możesz załatwić holowanie mojego samochodu do Monachium?
~ Jasne. A na kiedy Ci potrzebny?
- Co za głupie pytanie zadajesz... Oczywiście, że na jak najszybciej. Nie widzi mi się spacerowanie dzień dnia przez całe miasto.
~ Tak szybko się rozeznałaś, że na zakupy Cię ciągnie?
- Bardzo - mruknęłam z sarkazmem. - Viktor, no! Potrzebuję samochodu, nic więcej.
~ No dobra, dobra. Zaraz zadzwonię, by Ci go przetransportowali. Jutro rano może już będzie.
- Dzięki brat. Kocham Cię za to - rzuciłam na koniec i się rozłączyłam.
Przeszłam jeszcze kilka ulic i wreszcie znalazłam się przed domem. Przekręciłam klucz w zamku i z ulgą znalazłam się w środku. Pierwszym co zrobiłam w środku było przygotowanie sobie relaksującej kąpieli. Czas z bramkarzem był bardzo, ale to bardzo przyjemny, ale droga powrotna już nie. Jaka ja jestem wygodnicka, o mamciu.
Po kąpieli wzięłam do rąk laptopa i zasiadłam na kanapie. Hm, w końcu trzeba sprawdzić, co się dzieje w "wielkim świecie".
"Bojan Krkić z pięcioletnim kontraktem w Stoke City!" to wyskoczyło mi na dzień dobry na facebook'u. Bardzo miłe. Strasznie. Zjechałam w dół, gdzie natknęłam się na kolejną ciekawą rzecz... Za trzy dni zaczyna się sezon kobiecej Eredivisie... A mecz inauguracyjny rozgrywany jest między Ajaxem a Twente... W dodatku gramy u siebie.. Może bym pojechała? Ostatni trening przed meczem z PSG jest w sobotę w południe... Powinnam się wyrobić. Odwiedziłabym Lizę, może Julię i Viktora, o ile wrócili z Barcelony... Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do Holenderki.
~ Amsterdam pozdrawia Monachium! ~ zawołała radośnie, gdy tylko odebrała. Jak ja tęskniłam za tym radosnym głosem! ~ Co u Ciebie słychać?
- A dobrze, bardzo dobrze nawet... A u Was? Jak idą przygotowania do sezonu?
~ Trener pluje sobie w brodę, że pozwolił Ci odejść, bo Isa nie radzi sobie z zastąpieniem Ciebie.
- A gwiazdeczka mówiła, że pokaże, kto tu rządzi.
~ Dalej Ty jesteś lepsza.
- I dobrze.
~ A w Bayernie jak Ci idzie?
- Fajnie jest. Dziewczyny są super, ale wiem, że Ciebie mi nie zastąpią.
~ Wiadomo! ~ zaśmiała się serdecznie. ~ Słyszałam o Bojanie...
- Niby skąd?! - zdziwiłam się.
~ Viktor ~ westchnęłam cicho. ~ Nie miej mu za złe, ja się dalej o Ciebie martwię, i chciałam wiedzieć co dokładnie się z Tobą dzieje.
- Wystarczyło do mnie zadzwonić.
~ Byłaś na obozie, nie chciałam się narzucać...
- Liz...
~ Dobra, dobra! Gadaj mi tu, jacy są faceci tam, a nie! ~ chciała odwrócić moją uwagę. Skutecznie.
- A ta tylko o jednym...
~ Czyli jest jakiś! Kto to? Skąd jest? Jak wygląda? Jak się poznaliście? ~ poczułam się jak na przesłuchaniu, tak zasypywała mnie pytaniami. Opowiedziałam jej trochę o Ivanie, o tym, co się działo w Barcelonie...
~ Jaki bohater! ~ pisnęła podekscytowana po tym, jak opowiedziałam jej o tym, że pobił Krkić'ia. ~ Musisz mi go przedstawić. Ty to masz szczęście, jezu...
- Monachium zaprasza - mruknęłam.
~ A coś się stanie, jeśli nie przylecisz do nas na otwarcie sezonu w jego towarzystwie? Pośmialibyście się z Isy.
- No nie wiem... Jest jakby... Hm... Uwięziony na razie w domu.
~ Już go uprowadziłaś?! ~ dałabym sobie rękę uciąć, że tarzała się ze śmiechu po podłodze.
- Wybacz, ale nie zgadłaś. Tym razem nie ja, sam się załatwił na treningu.
- Hmm... Sara opiekunka bohatera-kaleki? Jak słodko! Jeśli nie wpadniecie do nas razem, to na pewno ja Was odwiedzę - zapewniła.
- Trzymam za słowo.
~ Eh ~ westchnęła ~ będę już kończyć, zaraz David ma przyjść, a ja nawet nie gotowa! Do zobaczenia za trzy dni?
- Jasne. Już się doczekać nie mogę. Papa, udanej randki - zachichotałam i zakończyłam połączenie.
Jutro się go spytam, czy będzie chciał ze mną polecieć. Treningiem się nie muszę przejmować, więc tylko mi ta moja kaleka została.
***
- Hej, hej! - zawołał radośnie, słysząc jak otworzyłam drzwi od jego mieszkania. Podniósł się z kanapy i przy asyście kul do mnie przyczłapał. - Miło Cię widzieć tak z rana.
- Jak słodko - zaśmiałam się cicho, gdy jego kule spadły na podłogę, bo chciał mnie przytulić. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zaciągnęłam się jego zapachem. Był taki... Mm.. Męski a zarazem delikatny, dla mnie w sam raz. - Chodźmy do środka - mruknęłam po kilku minutach stania w takiej pozycji.
- No okej... Chcesz coś do picia? - spytał, niechętnie mnie puszczając, by sięgnąć po kule, które walały się na podłodze.
- Siadaj, sama zrobię.
- Aha, czyli dziś odpuszczasz w wymęczaniu mnie?
- Tak, a przynajmniej na razie - odparłam z tajemniczą miną.
- No dobrze, to kawę poproszę - posłał mi buziaka w powietrzu i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Przemknęłam do kuchni i zajęłam się przyrządzaniem napoju. Gdy był gotowy, poszłam do salonu, gdzie siedział i grał w FIFĘ. Przysiadłam się obok niego na kanapie.
- Jak minął trening?
- A dobrze, trochę nas wymęczyli, ale trzeba się przyzwyczajać, sezon za pasem.
- A droga do mnie? - zaśmiał się, myśląc, że szłam pieszo. Hm, przeliczy się. Samochód po treningu już stał przed domem!
- Wygodnie. Stęskniłam się za swoim samochodem - ciut się skwasił, chyba się przeliczył. - Mój braciszek to jednak mnie kocha.
- Cóż... - zaczął poważnie, kładąc kubek na stoliku, przed kanapą. - Jeśli nie droga, to.. Ja Cię wymęczę - złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Najpierw musimy pogadać - spojrzał na mnie pytająco. - Za dwa dni lecę do Amsterdamu i... Czy poleciałbyś tam ze mną?
- A Twoje treningi?
- Wylecielibyśmy w środę wieczorem, a kolejnego dnia o tej porze byśmy już byli. Poza tym czwartek mam wolny. Oczywiście, jeśli tylko chcesz ze mną polecieć.
Udał, że się zamyśla, jednocześnie nadstawiając policzek w moją stronę. Zaśmiałam się cicho i go cmoknęłam.
- Jasne, z chęcią z Tobą polecę.
___________________
Welkom terug Amsterdam! :D Ta, jedno z niewielu wyrażeń, jakie umiem po holendersku :p
Ivi i Sarcia zawitają do Amsterdamu! :D
Dobra, nie wiem, co napisać więcej, idę się ekscytować poniedziałkiem, czyli - urodzinami, szprechaniem przed całą szkołą i jedną malutką rzeczą od mojego crusha, hehe :'D
Brakuje mi Bojana, bardzo ☹😨
OdpowiedzUsuńRozdział super :) A te 'próby' uwodzenia Sary przez Ivana są mistrzowskie :D
Czekam nn :*
Bardzo fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńIvan es muy cariñoso y amable ♡
I generalnie rozdział jest po prostu wspaniały ♥
Czekam ma nowy :D
O jeeejciu jaki Ivi jest słodki *-*
OdpowiedzUsuńRozpływam się i to baaaaaaaaaaaaardzo mocno :D
Takie przepiękne ♥
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki :**
czy ja się doczekam jakiś seksów czy co. XDDDDDD
OdpowiedzUsuńco z tego, że on taki romantyk, że aż serce wypluwam, jak nie działa :/
chujowo, nie lubię go XD
nie no, niech się ogarnie, bo ma wpiernicz ode mnie, a to nic przyjemnego :/
czekam na kolejny <3