Ale wracajmy do dnia dzisiejszego i leniwego popołudnia, po wyczerpującym treningu. Oglądaliśmy jakiś film, gdy usłyszałam sygnał nadchodzącego SMS'a. Julia.
"Muszę Ci coś powiedzieć. Zaraz Cię widzę w kawiarni przy Blumen Strasse!" O co jej mogło chodzić?! Cicho westchnęłam i puknęłam mojego towarzysza w ramię.
- Zaraz sobie pośpisz - mruknęłam, gdy ten otworzył oczy. - Muszę już iść, Julia czegoś ode mnie chce.
- A przyjdziesz jeszcze? - spytał z nadzieją.
- Raczej tak - na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Bym Cię odprowadził... - westchnął.
- Spokojnie, sama trafię - jego usta uniosły się jeszcze wyżej, a po chwili już muskał moje, w pożegnalnym buziaku. Ah. Chwilę trwaliśmy w tym stanie, po czym się odsunęłam. Simić mnie zabije, jak się spóźnię.
Opuściłam jego dom i skierowałam się do auta. Po kilkunastu minutach drogi już byłam u celu. Prędkim krokiem weszłam do kawiarni i szukałam Niemki. Pomachała energicznie z drugiego końca lokalu. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do niej.
- To co się stało ważnego? - spytałam, zajmując miejsce na przeciwko niej.
- Mam dla Ciebie złe wiadomości. Cholernie złe.
- Może jaśniej? - popędziłam.
- Krkić - szepnęła, a moja twarz momentalnie pobladła - on jest tutaj, widziałam go.
- Kiedy?
- Dzisiaj, całkiem niedawno.
- O nie...
- Spokojnie - próbowała mnie pocieszyć. - Jesteś z Ivim, nic Ci nie zrobi.
- Teraz jestem z Tobą - upomniałam.
- Ale większość czasu u niego spędzasz - zatwierdziłam. - Widzisz? Nic Ci przy nim nie grozi.
- No dobrze... Zamawiasz coś?
- Nie, wyciągnęłam Cię tylko na chwilę, musiałam Ci to osobiście powiedzieć. Jasne, wracaj do niego, niech Cię pilnuje - wstałyśmy, a Simić przytuliła mnie do siebie na pożegnanie. - Widzimy się jutro na treningu.
- Papa - odmachałam jej i opuściłam lokal.
Starałam się zachować spokój i nie baczyć na to, że Krkić może być w okolicy. Rozdział z nim w roli głównej jest już zamknięty. A co chciał od Monachium, to już nie mój interes.
Zatrzymałam samochód niedaleko wjazdu na jego podwórko, jakieś Audi mnie uprzedziło w moim stałym parkingowym miejscu. Opuściłam go i ruszyłam do niego, jednak... Coś, a raczej ktoś zmusił mnie do zatrzymania się w połowie drogi. A dokładniej Ivan. I to nie sam... Zatrzymałam się w pół kroku, widząc go... tulącego się z... Z jakąś dziewczyną! Co on robi?! Po tym wszystkim...
Przetarłam oczy, prosząc w duchu, że to tylko moja wyobraźnia coś sobie ubzdurała. A jednak nie. Oni nadal są i dalej się tulą. Poczułam pierwsze łzy wypływające z oczu. Wszyscy są tacy sami. Mówią jedno, myślą drugie, a robią trzecie... Pobiegłam z powrotem do auta i się w nim zamknęłam. Oparłam się głową o zagłówek, pozwalając łzom wypływać. Czemu? Czemu to wszystko musi mnie spotkać? Może... Może to dlatego, że... Że nie powiedziałam mu tego... Tych dwóch najważniejszych słów...
Przetarłam oczy i postarałam się opanować. Żaden facet nie jest wart łez... Odetchnęłam głęboko kilkakrotnie i odpaliłam silnik.
Nawet nie wiem jakim cudem, ale przejechałam całe miasto i znalazłam się przed swoim podwórkiem bez wypadku. Wybiegłam z niego jak oparzona i chwilę się siłowałam z wejściem do domu. Zamknęłam się w środku i osunęłam po ścianie. Poczułam się niemal tak samo jak pierwszego dnia w Monachium... Dnia, w którym uświadomiłam sobie coś, o czym teraz nie chcę pamiętać..
- Czemu ja muszę mieć takie szczęście... - jęknęłam sama do siebie. Nieszczęśliwie zakochana w Bojanie, teraz Ivan...
Przeszłam na czworakach do kuchni. Z zamrażalnika wyciągnęłam pojemnik z lodami i już na nogach poszłam do salonu, dzierżąc łyżkę w ręku. Usiadłam na kanapie po turecku i zdjęłam wieczko.
- Nie pozwolę się tak traktować - mruknęłam, zajadając się zimnym przysmakiem, który miał poprawić mi humor.
Usłyszałam energiczne pukania do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam... Nim otworzyłam, zahaczyłam o łazienkę i obmyłam twarz, jeśli to jakiś obcy to lepiej niech nie widzi tego, co się ze mną dzieje. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Przed oczami stanęła mi ostatnia osoba, którą chciałam widzieć..
- A Ty tu czego - warknęłam cicho, przed wejściem stał nie kto inny jak Bojan Krkić Perez.
- To już nie mogę odwiedzić przyjaciółki?
- Jeśli dobrze pamiętam, to powiedziałam Ci, że Cię nienawidzę, czyli zakończyłam naszą "przyjaźń" - nakreśliłam cudzysłów na dźwięk ostatniego słowa.
- Nie możemy porozmawiać? Chcę Ci to wyjaśnić... - spojrzał na mnie błagalnie. Przygryzłam wargę, chwilę się zastanawiając.
- Proszę, nie mam już nic do stracenia - westchnęłam, zapraszając go do środka. Zgarnęłam z sofy wiaderko lodów i usiadłam. - Zaczynaj tę swoją bajeczkę.
- To nie jest bajeczka - rzekł spokojnie, zajmując miejsce obok mnie. Przezornie przesunęłam się możliwie jak najdalej. - Saro... Przyznam szczerze-z początku zależało mi tylko i wyłącznie na tym, aby dać popalić Viktorowi, nie będę się z tym ukrywać. Ale z każdym kolejnym dniem z Tobą... Pokochałem Cię... A gdy nasze drogi się rozeszły... Rzuciłem się w wir imprez, i właśnie złapałaś mnie z jedną z 'ofiar'... I tak na długo by to nie było... Stoke City zaproponowało Barcelonie dla mnie kontrakt. Podpisałem go bez zawahania. Barcelona przez te wydarzenia źle się mi kojarzyła, musiałem zmienić otoczenie. W Stoke nie jest tak źle - chyba już skończył.
- Pasjonująca ta Twoja historia, ale ja jej nie kupuję.
- Powiedziałem Ci samą prawdę. Nie pamiętasz pożegnania na lotnisku w Amsterdamie? Myślisz, że co, że kłamałem?
- Tak, już Ci w nic nie wierzę.
- Wtedy wyglądało tak, jakbyśmy byli razem. Nie kłamałem, byłem szczery, teraz też taki jestem.
- Mam tę Twoją szczerość serdecznie w poważaniu. Lepiej już idź, nie chcę Cię widzieć. Nie chcę nikogo widzieć.
- A gdzie Twój chłopaczyna? Ten co mnie pobił.
- Radzę Ci stąd wyjść, póki jestem miła - syknęłam cicho.
- Oj Sarcia... Co się stało? - przejechał ręką po moim kolanie. Na moje szczęście znów się rozległ dzwonek. Co ludzie mają do mnie, że dziś przychodzą?? Popędziłam otworzyć. Na widok osoby stojącej po drugiej stronie... Moje kolana prawie się zagięły...
- Saruś, co się stało? - spytał z troską. Przygryzłam wargi, wstrzymując się przed wykrzyczeniem mu tego wszystkiego. - Kochanie, co jest? - powtórzył, a ja wybuchłam płaczem. Teraz tak słodko mówił... Z salonu wyłonił się Krkić. Zaraz piekło się zacznie. - Nie pamiętasz, jak się skończyło nasze ostatnie spotkanie? - warknął do niego, a ten prychnął. - Sara, czemu go tu wpuściłaś... Zapomniałaś, co Ci zrobił? Znowu chcesz przez to przechodzić? - westchnął, a ja nic nie mówiłam. - Cóż, najwyraźniej nic tu po mnie... - wycofał się z korytarza.
- Ivan... - szepnęłam, próbując przegłuszyć swoje szlochy.
- Ciche dni, powiadasz?
- Wypierdalaj stąd, póki Ci życie miłe.
- Wiesz... Jeśli będziesz potrzebować rozmowy ze mną... Zostaję tu do jutrzejszego wieczora, możesz zadzwonić - i on wyszedł, pozostawiając mnie samą.
Wszystko się posypało, a to tylko i wyłącznie moja wina...
***
Postarałam się zakryć wszelkie oznaki słabości, zjadłam pokrótce śniadanie i poszłam na Saebener. Nie ważne, że trening za godzinę, muszę dać sobie upust. Przebrałam się w strój i wybiegłam na boisko. Po trzecim kółku usłyszałam czyjeś wołania, kierowane do mnie. Julia. Podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią z całej siły.
- Jestem taka okropna... Powiedz mi, że wszystko będzie dobrze, proszę - jęknęłam, a ta się zdziwiła.
- Sarcia, co jest?
- Bojan...
- Chodź, opowiedz mi o tym - pociągnęła mnie w stronę ławki, na której usiadłyśmy.
Opowiedziałam jej o tym, co działo się poprzedniego popołudnia. O tym, jak widziałam go, obściskującego się z inną, potem o wizycie Bojana...
- Czemu go wpuściłaś?
- Sama już nie wiem. Nie spodziewałam się potem, że sam Ivan przyjdzie...
- Piekło? - próbowała zgadnąć.
- Nie, załamanie. Pytał mnie czemu go tu wpuściłam, czy chcę to jeszcze raz przeżywać, a potem... Wyszedł! - w moich oczach znów pojawiły się łzy. Przyjaciółka podała mi chusteczki, a ja ostrożnie przetarłam oczy, nie chcąc się rozmazać bardziej,
- Musisz pojechać do niego i z nim o tym porozmawiać.
- Nienawidzi mnie za to pewnie.
- Jak Cię kocha, to Cię wysłucha.
___________________
Nie, tak kolorowo to nie będą mieli, wybaczcie. Liczę, że wycisnę z siebie przynajmniej dwadzieścia rozdziałów (tak łącznie, żeby nie było)
tak, wiem. Rozdziały mają być w piątki, a dziś jest czwartek, wiem. Nie wiem, czy jutro mogłabym dodać, nie wyobrażam sobie pisania jedną ręką (choć półtora też jest ciężko). Kocham wuef, koszykówkę i bardzo prawdopodobne wybicie prawego palca serdecznego (który przeszedł już bardzo dużo).
Dobra, nie będę się o sobie rozpisywać, nie płakać mi tu, tylko liczyć, że się to wszystko ułoży z Sarą i Ivim! :)
AWWWWW tak powtarzałam to wiele razy ale to mnie nie obchodzi bo to jest po prostu PRZEPIĘKNOCUDOWNE!!! <33333
OdpowiedzUsuńKocham to tak bardzo <3
I mimo, że jestem smutna, z powodu tego, że Ivi sobie poszedł, ale mam nadzieję, że będzie dobrze <3
Czekam na kolejny
Buuuziole ♥♥ ;**
Jej *.*
OdpowiedzUsuńKocham, kocham,kocham <3
Czekam na kolejny :)
Sara nie ma szczęścia do tych facetów, ale jednak musi się ta sprawa zakończyć dobrze, no! Jej przyjaciółka to jednak całkiem mądra jest, ma rację w swojej ostatniej wypowiedzi. Ivan też wychodzi zamiast normalnie wysłuchać do końca. Co oni wszyscy wyprawiają najlepszego? Proszę mi się tu ogarnąć i wyjaśniać wszystko!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Ja tam liczę że Sara z Bojanem się pogodzą ❤
OdpowiedzUsuńSupeeer rozdział :) W końcu jest moment gdzie Ivan nie jest taki idealny xd
Do następnego :)
Czemu Ivan sobie poszedł? ;c ja mu tu kibicuje a on co?
OdpowiedzUsuńrozdział taki asdfghjkl Domczi ♥
tylko trochę przykro, że Ivan tak zrobił eh ;c
pozdrawiam i do następnego :*
Jakie cuuuuuuuuuuuuuuuudowne ♥
OdpowiedzUsuńIvan? Nie, nie! Nie tak :D
Informuj o kolejnych rozdziałach ;)
Zapraszam do mnie na historie Erika Durma i Marco Reusa- http://miloscodmienna.blogspot.com/ ;)
jednak płakałam, nie umiesz podnosić na duchu XD
OdpowiedzUsuńlecę skomentować następny, bo narobiłam masę zaległości i zaraz mi się wszystko pomiesza XD / Vika