piątek, 20 lutego 2015

Epilog

~ Sara, Julia rodzi!! ~ krzyknął mi do słuchawki spanikowany Viktor.
- Zawiozłeś ją do szpitala?
~ Czy Ty uważasz, że jestem taki głupi, że tego nie zrobiłem?
- Wiesz... Po Tobie można się wszystkiego spodziewać.
~ Nie gadaj, tylko bukuj bilet na pierwszy lepszy samolot i przylatuj.
- Jasne, jasne. Spokojnie, nie zapomnij zemdleć, postaram się być już wieczorem.
~ Specjalnie dla Ciebie to zrobię ~ zakończył naszą rozmowę.
- Już rodzi? - zapytał zaspany Ivi, widząc mnie przy laptopie.
- Poprawka, nareszcie. Ale jak wiadomo, każdy lubi poleżeć w cieple i wygodzie.
- Aj, wcześniej nie narzekałaś - na przestrzeni czasu zdecydowaliśmy, że zamieszkamy razem, po naszych przejściach było to chyba najbardziej odpowiednia decyzja. A jak to facet, lubi leżeć i leniuchować...
... oczywiście ze mną...
... a co się działo i gdzie to było, to już nie zdradzę.
- Czy ja narzekam? Tylko stwierdzam fakt - pochylił się nade mną i pocałował na powitanie.
- Nie pomyl się z liczbą biletów i nie kup jednego. Lecę z Tobą - mruknął, przeciągając się.
- Przecież wiem... Bez Ciebie nie idę.
- Chcesz coś na śniadanie?
- Zdaję się na szefa kuchni.
- Mądra decyzja - wyszczerzył się jak głupi, sięgając do lodówki. Kątem oka zobaczyłam, że wyjął z niej sok, a na posiłek miał zamiar przyrządzić tosty. Zabukowałam dla nas bilety na lot w samo południe, czyli za półtorej godziny.
- Trzeba trenerów powiadomić - sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Wörle.
- Panie trenerze, muszę przekazać panu smutną wiadomość, że w przeciągu najbliższych kilku dni nie będzie mnie w kraju - odezwałam się do słuchawki, gdy nawiązałam połączenie z trenerem.
~ Oh... No dobrze. A co jest tego powodem?
- Sprawy rodzinne.
~ No rozumiem, wracaj jak najszybciej!
- Do zobaczenia - nie czekając na pożegnanie, zakończyłam rozmowę.
- Teraz Twoja kolej - zwróciłam się do chłopaka, który przenosił jedzenie na stół.
- Van den Haagowi SMS wystarczy - podał mi szklankę z sokiem. - Buona apetite - wywróciłam oczami i zabrałam się za pałaszowanie posiłku. Kilkanaście minut potem, już ubrani, pakowaliśmy się na wyjazd.
- Ile planujemy zostać?
- No nie wiem... Góra tydzień, zobaczymy, jak będzie - kiwnął głową, powtarzając wypowiedź do telefonu. Rozmawiał z trenerem. Gdy zakończył rozmowę, postanowił przełożyć pakowanie na trochę później...
- Mamy czas, co nie? - spytał, stając za mną. Złapał mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
- Owszem mamy, ale im szybciej skończymy, tym szybciej przejdziemy do rzeczy dla Ciebie ważniejszych.
- Nie ukryjesz, że dla Ciebie też są ważne - skradł pocałunek z moich ust.
- No nie zaprzeczę. Ale najpierw się spakujmy, Viktor ma dzwonić, kiedy tylko się urodzi.
- Jakby nie mógł wiadomości napisać... Możemy być wtedy zajęci...
- Erotoman.
- Prawdziwy facet - poprawił.
- Czyli facet nie lubiący seksu to podróba faceta?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś.
- Oj, pakujmy się - chciał zmienić temat. Jak zawsze.
- Ivi... - spojrzał na mnie pytająco. - Kocham Cię - wspięłam się na palcach i pocałowałam go. Jego ręce zasięgnęły w dolne partie pleców i przycisnęły do siebie. Przeniósł się ustami w okolice szyi, a dłonie zawędrowały pod bluzkę, gdy... Przerwał mu telefon, ups. Przypomnienie o locie.
- No widzę, że teraz to nici... - westchnął, zasuwając do końca suwaki walizki.
- Odpracujesz to potem - zapewniłam, biorąc najpotrzebniejsze drobiazgi.
Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy na lotnisko. Po przejściu przez odprawę, zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na wylot. Po ponad godzinie lądowaliśmy w Amsterdamie. W międzyczasie Vik napisał SMSa, że Julia urodziła zdrową córeczkę i nazwę szpitala, w którym są.
- Patrzcie, jak się spieszy - zaśmiałam się na widok piłkarza szukającego taksówki. - Ty do swojego byś się tak nie śpieszył.
- A skąd wiesz, pani wszechwiedząca? Skąd wiesz, że nie będę tam z Tobą? - złapał mnie w pasie. Akurat zatrzymała się taksówka. Wolną ręką wziął ode mnie walizkę. Wsiedliśmy do środka i podałam adres, pod który miał nas zawieźć.
- Ciekawe, jak tam Viktor się trzyma...
- Pępkowe zaraz zrobi - zaśmialiśmy się. Po półgodzinie jazdy kierowca oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Zapłaciłam mu i wysiedliśmy przed ich domem.
- Tak to się robi - zaśmiałam się chytrze, sięgając do torebki po klucz od ich domu.
- Tylko mi nie mów, że oni mają do naszego... - pokręciłam przecząco głową, a on odetchnął z ulgą.
Proszę, żeby oni pojechali Julki autem... Viktora jeszcze pojadę - prosiłam w duchu. Na szczęście jego klucze były na wieszaczku. Wzięłam je i zabrałam Lucicia ze sobą.
Do szpitala daleko nie było i po 15 minutach byliśmy na miejscu.
- Z rozpędu nawet niczego nie kupiliśmy... - westchnął ciężko. Znów wywróciłam oczami i sięgnęłam do wszystko mającej torby, by wyciągnąć z niej opakowanie z podarkiem dla dziecka.
- Ciocia i wujek będą się starać, by bratanica była piłkarką, prawda? - przytaknął mi.
- Bramkarką najlepiej, jak wujek - dorzucił ze śmiechem.
Skierowałam się do recepcji i spytałam się, gdzie przewieziono Hiszpankę. Po otrzymaniu odpowiedzi, udaliśmy się pod odpowiednią salę. Zapukałam cicho do drzwi i lekko pchnęłam je przed siebie. Viktor zafascynowany przyglądał się zawiniątku, które trzymała jego żona. Gdy usłyszał nas, niechętnie oderwał wzrok i się uśmiechnął. Wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na globie. Podeszliśmy do nich, Ivan usiadł na wolnym siedzisku, a ja uwiesiłam się na bracie.
- Gratulacje - szepnęłam, całując go w policzek.
- Teraz czekamy na Was - odparł tym samym tonem, a Ivan wywrócił oczami. Z każdym dniem rozumiał coraz więcej po duńsku. Niekiedy aż za dużo...
- Nam się nie śpieszy, prawda?
- Prawda - zerknęłam na Julkę, która wywracała właśnie oczami.
- Chodź ciotka, potrzymaj swoją kruszynkę - pani Fischer zaśmiała się cicho. Podeszłam do niej i ostrożnie wzięłam dziecko. Malutka, ślicznutka blondyneczka, słodko śpiąca i zasysająca różowy smoczek.
- Ciocia Cię nauczy grać w piłkę, bo masz ojca nieudolę - szepnęłam, gładząc jej policzek.
- Wujek nauczy bronić bramek - dodał Lucić, który stanął nade mną i wpatrywał się, to na mnie, to na małą.
- Widzisz? Pasuje im - rzekła Julia takim tonem, byśmy bez problemu usłyszeli. Vik wyciągnął zaś swój telefon i zrobił nam zdjęcie.
- Nie zapomnij mi go wysłać potem - Austriak wyszczerzył się do niego, jak głupi do sera, a my się zaśmiałyśmy z naszych mężczyzn.


____________________
Omg, to ten moment. Koniec. Gdyby nie to, że nic nie czuję prócz bólu spowodowanego chorobą pewnie bym płakała (Y)
omg, to osiem miesięcy tutaj :'))) kuźwa :'))) kolejna dłuższa praca, aż mnie zatkalo
Chcę Wam niezmiernie podziękować za każdą chwilę poświęconą na czytanie tego fanfiction. Za każdy komentarz. Za to, że ze mną wytrzymaliście. Ogólnie za wszystko

Liczę, że będziecie ze mną w kolejnych opowiadaniach, a także w historii o Olku i Olku w duecie z Erikiem

iAdiós! :(



piątek, 13 lutego 2015

Dwadzieścia trzy - ostatni

W piątek Ivan przyjechał do mnie z samego rana, lot mieliśmy za godzinę, a na lotnisko trzeba było się jeszcze dostać. Buty schowałam idealnie przed jego wejściem, potrzymam go jeszcze w niepewności.
- I jak, gotowa? - spytał, całując mnie na powitanie.
- Zależy, na co - odpowiedziałam, a on wyciągnął zza pleców pudełko. Położyłam je na stole i otworzyłam. W środku znajdowała się sukienka. Szczerze? Jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach. Ale i tak nie mam zamiaru się stale nosić w sukienkach.
- Piękna! - pisnęłam z zachwytem.
- Mówiłem, że się spodoba - uśmiechnął się z wyższością. - Teraz mi się pokaż, jak w niej wyglądasz.
Podniosłam się z kanapy i udałam się do łazienki. Pozbyłam się aktualnych ubrań, które miałam na sobie, by zastąpić je nowym nabytkiem. Zerknęłam w dół. Rzeczywiście, źle nie wyglądałam, zobaczymy, czy mu się spodoba.
Wyszłam z pomieszczenia i nieśmiało stanęłam w przejściu między korytarzem a salonem. Ivan stał jakieś dwa metry dalej i cierpliwie czekał, aż wejdę dalej. Dla zachęty wyciągnął rękę, abym podeszła. Głębiej odetchnęłam i postawiłam krok na przód. Omiótł mnie wzrokiem, przygryzając wargę.
- Idealnie... - szepnął jakby do siebie, zbliżając się do mnie. Złapał mnie za rękę i obrócił wkoło mojej osi. Następnie przytulił mnie do siebie, a jego usta natrafiły na moje ucho - Wyglądasz piękniej, niż zwykle... Z chęcią bym Cię schrupał - zachichotał. - Przebierz się, i jedziemy na lotnisko.
- Ajaj, kapitanie - cmoknęłam go w nos i wróciłam się przebrać.
Gdy zjawiłam się w salonie, spakowałam sukienkę do walizki i po chwili już wychodziliśmy do samochodu. Po kilkunastu minutach jazdy znaleźliśmy się na miejscu, potem pędziliśmy na odpowiedni lot. Przeszliśmy odprawę i skierowaliśmy się do samolotu.
Po godzinie lotu wylądowaliśmy w Amsterdamie. Po opuszczeniu Luchthaven Schiphol złapałam taksówkę i pojechaliśmy do domu Julii i Viktora.
Otworzyła nam... Moja mama...
- Saruś, córciu! - pisnęła, przytulając mnie do siebie. Odsunęła się i spojrzała na Ivana.
- Mamo spokojnie, najpierw daj nam wejść - przepuściła nas do środka. Prócz niej był jeszcze tato i Brad, co było oczywiste.
- Poznaj moich rodziców - szepnęłam do niego po niemiecku.
- Wypadałoby bym się nauczył duńskiego, co nie?
- No raczej - zaśmiałam się cicho. - Mamo, tato - zwróciłam się do obojga rodziców - to Ivan, mój chłopak. Jest Austriakiem, nie rozumie duńskiego, więc proszę... Nie zadawajcie mu pytań.
Jako pierwszy podszedł tato.
- Witamy w rodzinie, wreszcie ktoś zagiął moją córeczkę - zażartował, a biedna ja musiałam mu wszystko powtórzyć. Zaśmiał się cicho i odparł:
- Bardzo mi miło, cóż... Kiedyś musiało to nastąpić - a Sara znowu pełniła funkcję tłumacza. Gdy moi rodzice naopowiadali zabawne rzeczy, poszliśmy do przyszłych małżonków, a tam? Oczywiście sama Julka, mojego brata wywiało.
- A pan młody gdzie?
- Uciekł - zaśmiała się, podchodząc do nas. Zerknęłam na dół, brzuszek lekko było już widać. - A tak poważnie, to załatwia ostatnie sprawy, w tym wolne dla chłopaków. Muszą wyleczyć kaca, znasz ich.
- Aż za dobrze... - westchnęłam. - Mam nadzieję, że teraz zapamiętasz Ivana.
- No oczywiście, ze teraz tak! Skoro się pogodziliście... - spojrzała na mnie znacząco. - Miło mi Cię znowu widzieć, Ivan - zwróciła się do niego po angielsku.
- Mi Ciebie także, Julia. Ciąża Ci służy - skomplementował, a ona uśmiechnęła się.
- Kiedy uciekł? - spytałam, mają na myśli brata.
- Z godzinę temu? Coś koło tego..  Oby jak najszybciej się uwinął, chyba stres mnie bierze.
- Spokojnie! Ślub to tylko umowa z diabłem, nic więcej - dodał Ivan. Rozmawialiśmy po angielsku, by nie patrzył się jak sroka w słup, zresztą Julia chyba uczyła się duńskiego, co było zdumiewające. Czyli jeszcze muszę Ivana nauczyć i po kłopocie. Ewentualnie niech wszyscy nauczą się niemieckiego, wtedy też nie będzie problemu. 

***

Jako świadkowa jechałam wraz z Parą Młodą. Na moje szczęście Julia wybrała jeszcze swoją siostrę, więc Viktor wziął Brada, a a zasugerowałam, by dobrał jeszcze Ivana. Widziałam, że Austriakowi było to na rękę, bo kto by chciał spędzić czas w towarzystwie rodziców swojej dziewczyny, w dodatku nie wiedząc, co będą o Tobie mówić.
Zresztą i bez tego moi rodzice byli uciążliwi. Szczególnie moja mamusia. Miała o wszystko pretensje, począwszy od mojego ubioru, a skończywszy na tym, że -według niej oczywiście- skupiam swoją uwagę tylko i wyłącznie na Luciciu. Ale tak to jest, gdy nosi się miano mamusinego oczka w głowie. Momentami było to przytłaczające, ale zaraz po opuszczeniu Aarchen na korzyść Amsterdamu (a potem Monachium) zaprzestała swojej nadopiekuńczości. I dobrze. Bardzo często mnie to przytłaczało, mało co mogłam, nie to co Viktor i Brad, oni mogli wszystko, chodzić na imprezy, grać w nożną, a ja? Miałam się uczyć. Tylko i wyłącznie. No, a jak widać to jestem piłkarką, prawda? Mogę za to dziękować mojemu tacie, który krył mnie, gdy wychodziłam na treningi, albo na mecze. Fakt, mama się dowiedziała, ale akurat wtedy, kiedy to Ajax składał ofertę za mnie do klubu. Nie robiła problemów, na szczęście.
- A Ty co się tak zamyśliłaś? - wymruczał mi do ucha.
- Tak po prostu... O mamie i o tym, co sądzi na temat mojego ubioru.
- Powinienem być zazdrosny, oni wręcz pożerają Cię wzrokiem... - rozejrzał się wkoło, mierząc wrogim wzrokiem hiszpańską część gości.
- Sam to wybierałeś - wtrąciłam.
- Wiem. Ale warto było - dyskretnie oblizał usta. - Nie spodziewałem się, że wybierzesz takie buty, przyzwyczaiłem się, że jesteś o wiele niższa ode mnie.
- Widzisz, nawet ja zaskakuję.
- Pozytywnie rzecz jasna - złapał mnie za rękę i poprowadził do limuzyny Pary Młodej.
Po kilkunastu, może kilkudziesięciu minutach jazdy znaleźliśmy się u celu. Weszliśmy do niewielkiego zamku, skąd dobywała się spokojna melodia. Potem taniec Młodej Pary, toasty za nowożeńców i przejście do głównej części imprezy. Tańczyłam z moimi braćmi, rodziną, a także z krewnymi Julii. Jednak... Najwięcej czasu to spędzałam z Ivanem, zazdrośnik jak nie wiem co. Mówił, że to Hiszpanie pożerali mnie wzrokiem, tak? Lucić pobijał ich na głowę. Jego ręce bez przerwy mnie dotykały, badały, jakbym była najdroższym brylantem. Gdybym powiedziała, że to mi się nie podobało, po prostu bym skłamała.
Około północy przyszła pora na oczepiny*. Panny ustawiły się za Julią, która miała rzucić swoim welonem. Też poszłam, co mi szkodzi? Wodzirej odliczył do trzech a Panna Młoda rzuciła swoim atrybutem. Wszystkie, nie pomijając mnie, próbowały być tą szczęściarą. Została nią... Sara Fischer. Ups. To przecież ja. Po pannach przyszedł czas na kawalerów. W ich gronie widziałam mojego chłopaka i sporą część Ajaksu, czy Jongów, czy reprezentację Danii... Chyba nie muszę mówić, kto ze mną stworzy nową Parę Młodą, prawda?
Hiszpanka pomogła mi założyć welon, a Vik zdjął krawat Austriaka, by zastąpić go jego. Zaśmiałam się cicho, podchodząc do niego. Wodzirej przedstawił nas jako "kolejnych małżonków", haha. Przetłumaczyłam to Iviemu, by też mnie zrozumiał i powiedział, że z niecierpliwością tego wyczekuje, jejciu. Poproszono nas, byśmy zatańczyli tak jak nowożeńcy na początku imprezy. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a ten objął mnie w pasie, powoli się kołysząc.
- Saruś - zwrócił się takim tonem, bym go usłyszała - moment, w którym Cię pierwszy raz spotkałem, był najpiękniejszą chwilą mojego życia. Każdy kolejny dzień z Tobą tylko mnie w tym upewniał. Mimo tego, że nie zawsze było super, świetnie i idealnie, nie zawsze było po mojej myśli, cieszę się z tego, co było. Mam teraz Ciebie. Już na zawsze - delikatnie musnął moje usta, by po chwili pogłębić pieszczotę.
- Kocham Cię - wyszeptałam, nim sali zapanowała ogromna wrzawa. 


__________________
*machnęłam sobie jak w polskim weselu, bo idk czy w innych krajach jest to te kultywowane XD

Doszłyśmy do tego ważnego momentu. Zbliżamy się do końca tejże historii... :")))) omfg, poryczę się za tydzień XDDDD

Zapraszam także na moje dwa nowe opowiadania 

Do zobaczenia! x

piątek, 30 stycznia 2015

Dwadzieścia dwa

Kolejne dni mijały spokojnie. Ivan i ja nadrabialiśmy stracony czas, każdy toczył swoje życie swoim rytmem, dopóki...
Wychodziłam właśnie na spotkanie z piłkarzem. Jak to zawsze sprawdzałam pocztę, rzadko coś osobiście dostawałam, ale się zdarzyło. Tym razem coś było. List. Pięknie ozdobiona koperta.
"Julia Fernandez Sanchez oraz Viktor Fischer mają zaszczyt zaprosić Sarę Fischer wraz z osobą towarzyszącą na uroczystość zaślubin, która ma się odbyć 28.11.2014 roku w Bazylice św. Mikołaja w Amsterdamie"
Prócz zaproszenia była też niewielka karteczka, pisana przez moją przyszłą bratową. "Z chęcią bym określiła, kto ma być Twoją osobą towarzyszącą, ale... Aż wstyd się przyznać... Nie pamiętam jak nazywa się Twój narzeczony... Mam nadzieję, że zabierzesz go ze sobą! ;*" 
Wow, to się pospieszyli z zaproszeniem... Dwa tygodnie zostały...
Wzięłam kartkę ze sobą, muszę mieć co pokazać Luciciowi, bo mi nie uwierzy, że to on nim mowa jako "osoba towarzysząca" i "narzeczony".
No aż nie wierzę, mój braciszek ma zamiar się ożenić. To do niego niepodobne... Ale cóż, od kiedy poznał Julię to wręcz oszalał, powinnam się przyzwyczaić, prawda? Ale coś mi nie idzie.
Po 30 minutach jazdy zatrzymałam się przed domem chłopaka. Opuściłam pojazd i weszłam do środka bez pukania, jestem taka zua, haha. Zastałam Ivana na kanapie, przeglądającego coś bliżej nieokreślonego.
- Hej skarbie - odezwałam się, stając w przejściu między korytarzem, a salonem.
- Patrz, co dziś dostałem - zaczął chłodno, wstając. - Co to do cholery jest?!
Kartka, którą trzymał, znalazła się w moich rękach. Widniało na niej zdjęcie. W negliżu. Przedstawiało... Chyba miałam tam być ja. Owszem, z początku nawet się przestraszyłam, ale zauważyłam jeden istotny szczególik... Photoshop. To nie moje ciało, znam je przecież najlepiej.
- Na pewno nie ja.
- Jak to nie Ty, skoro...
- Ivan, to jest najzwyklejszy Photoshop. Nie wiem, kto Ci to dał, ale to na milion procent nie jestem ja. Zresztą, jak mógłbyś uwierzyć, że to ja?
- Odwróć - z tyłu była dopiska: "Twoja panna jest niesamowita w tych sprawach. Uważaj lepiej na nią".
- No proszę Cię - rzuciłam wściekła. Ktoś chciał zniszczyć to, co zdążyłam naprawić. - Kocham tylko Ciebie. No może też rodzinę, ale nie o nich mowa. Jesteś jedynym facetem na którym mi zależy i nigdy bym Cię nie zdradziła. Po prostu ktoś mnie nie lubi i chce zniszczyć nasz związek.
- Przepraszam - szepnął, zamykając mnie w żelaznym uścisku. - Wiesz, jaki jestem na to wyczulony..
- Zdecydowanie... Ale nie masz o co być zazdrosny, prędzej ja mogę być - wspięłam się na palcach i złożyłam na jego ustach pocałunek. Odrobinę się przygarbił, by było mi wygodniej i pogłębił czułość.
- Swoją drogą - zaczęłam po kilku minutach, dotykając jego policzka. - Dostaliśmy zaproszenie.
- My? Na co?
- Tak, my. Na ślub.
- Czyj?
- Mojego brata, a czyj, co?
- Ale że ja też mam się na nim zjawić? - zdziwił się.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzysz... - westchnęłam, sięgając po zaproszenie i karteczkę od Hiszpanki. - Proszę - podałam mu oba papierki, a ten spojrzał na mnie pobłażliwie. Westchnęłam, tłumacząc mu ich zawartość.
- Narzeczony... Pięknie brzmi - zaśmiał się uroczo.
- No wiem. Ale w sumie się jej nie dziwię, że nie pamięta Twojego imienia. W końcu widziała Cię tylko raz. I to w dodatku przez chwilę.
- Mamy dwa tygodnie... Muszę znaleźć dla siebie porządny garnitur - zerknął na mnie. - A dla Ciebie... Sukienkę - jęknęłam cicho. Mój najgorszy koszmar miał się spełnić-Sara Fischer w sukience.
- Wszystko, tylko nie sukienka, proszę - szepnęłam przerażona.
- Nawet dla mnie się w nią nie ubierzesz?
- Gorszego połączenia niż ja i to ubranie nie istnieje - mój chłopak wywrócił oczami.
- Zawsze znajdziesz jakąś wymówkę. Julia załatwi Ci sukienkę, skoro sama nie potrafisz wybrać. Hmm... W oparciu o mnie i moje upodobania - wyszczerzył się jak głupi. Wywróciłam oczami. Faceci.
- Nie, proszę - popatrzyłam na niego błagalnie, a ten pokręcił głową.
- Niedługo zobaczysz mój wybór.
- Musimy wybrać jeszcze prezent. Mam totalną pustkę... - westchnęłam.
- Pojedziemy do centrum, to coś wyłapiemy. Ale dziś się tym nie przejmujmy - pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia.

***

Trzy dni do naszego wyjazdu, a ja nawet nie wiem, co na siebie podziwiam założę, Lucic mi nie pokazał sukienki, w której się pojawię. Nie powiem, że nie bałam się tej 'niespodzianki', bo bałam się i to cholernie. Nowożeńcy w prezencie od nas dostaną pluszaka w rozmiarze XXL. Powinno się im spodobać, bo kto nie lubi misiów?
Dobrze, że chociaż co do butów nie postawił mi ultimatum... Miałam w tym miejscu pole do popisu. I tak wypadnę fatalnie, więc może zniszczę to bardziej? Jak dobrze, że Ivan jest wyższy ode mnie... Przynajmniej nie będę wyglądać przy nim jak monstrum w nowych butach. Na obcasie. 12 centymetrów. Bez platformy, bo z nią... Jest co najmniej 15. Wiem, jestem geniuszem, zniszczę wesele swojego brata. Ale to zaczął Lucic, wszelkie pretensje do niego.
Ćwiczyłam chodzenie w butach już  szósty dzień z rzędu, z każdym szło mi coraz lepiej, jakiś sukces. Pokonywałam właśnie trasę między sypialnią, a kuchnią, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie chciało mi się ściągać obuwia, więc poszłam w nich otworzyć.
- O boże, ale urosłaś - zdziwiła się Julia na mój widok.
- Wina tego - wskazałam na nogi. - Jak zniszczyć sobie reputację, to po całości.
- Spokojnie, nie martw się. Piękną sukienkę Ci wybrał, w sumie sama z chęcią bym się w nią ubrała. A te buty... Tak bardzo do niej pasują!
- Jak masz mi nawijać o niej, to proszę, przestań.
- Ale wpadłam Ci ją pokazać! No może nie do końca, ale mam zdjęcie. Spodoba Ci się, mówię Ci to!
- To na co czekasz? Chcę zobaczyć, w czym się skompromituję - wywróciła oczami i podała mi telefon do ręki. Rzeczywiście, była piękna, tak zwana mała czarna, ale.. Ja i sukienka?
- Jest... Śliczna - przyjrzałam się jej znowu.
- Ivanowi też się spodobała tak bardzo, że chciał ją od razu, nawet nie patrząc na inne - zaśmiała się serdecznie. - W dodatku w tych butach... No kurdę, niech Cię tylko zobaczy!
- Nie przesadzasz za bardzo? Ubranie, to ubranie.
- Nie chodzi mi o ubranie, tylko o to, kto w nie jest ubrany. Myślisz, że nie widzę, jak się na Ciebie patrzy chociażby w dresie Bayernu?
- Jak się niby patrzy? - uniosłam brew.
- Niczym w obrazek, On serio jest w Tobie zakochany i to na amen - zarumieniłam się lekko, spuszczając głowę. - Takiego faceta jak on to tylko pozazdrościć! - zamilkłyśmy na chwilę. - Co zabierasz ze sobą do Amsterdamu?
- Będziesz mi walizkę przekopywać?
- To już nawet zobaczyć nie można... - westchnęła.
- I tak mnie kochasz - posłałam jej buziaka w powietrzu. - Napijesz się czegoś?
- Nieeee, wpadłam tylko na chwilę, pokazać Ci zdjęcie, tak w sekrecie przed Ivanem, bo chyba by mnie zabił - wybuchła śmiechem. - Lepiej, by się nie dowiedział... Jak Ci ją pokaże, masz udawać niespodziankę!
- Jasne, jasne... - podniosła się z kanapy, a ja za nią.
- No widzę, że jeszcze się nie zabiłaś.
- Jeszcze - powtórzyłam. - Teraz postaram się nie zabić. Chyba nie za fajnie by było, gdyby po weselu zaraz pogrzeb był, co nie?
- No raczej! - cmoknęła mnie w policzek i ruszyła do wyjścia. - Widzimy się jutro na treningu!
- Oczywiście! - gdy zniknęła z podjazdu, zamknęłam drzwi wejściowe i zdjęłam buty. Na dziś mi wystarczy.



____________________
Nareszcie, jeden z ostatnich postów tutaj. Matko, ile czasu ja go piszę :ooo

Nie mogę się doczekać tego, że już niedługo zaczynam dwa ff z Olkiem w roli głównej, ukvbud ❤❤

zarzuciłabym Wam innym zdjęciem, ale sobie zryłam banię i ten... lepiej Wam tego nie robić :D

piątek, 16 stycznia 2015

Dwadzieścia jeden

Miałam opuszczać ośrodek treningowy, gdy ktoś mnie przed tym powstrzymał...
- O boże, Lucas - zaśmiałam się cicho. Dałam się mu przestraszyć. - Proszę Cię, nie rób tak więcej.
- Musimy pogadać - rzekł opanowanym tonem. - No może nie do końca ja... A zresztą... Dowiesz się sama.
- Mam pełne prawo odmówić, bo nie wiem, co chcesz ze mną zrobić.
- Chodź i nie marudź, należy Ci się parę słów wyjaśnień.
Nie czekając na moją zgodę, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Powinnam się jakoś sprzeciwić, ale w głębi ducha czułam, że to dobrze się skończy... Wiem, dziwna jestem.
Zatrzymał się przed samochodem i spojrzał na mnie znacząco, otwierając drzwiczki od strony pasażera. Założyłam ręce na piersi i pokręciłam przecząco głową.
- Sara, jeszcze Cię proszę, siadaj. Nie masz wyboru. MUSISZ pojechać.
- Niby czemu?
- Wiesz... Z chęcią bym Ci opowiedział, ale... Zniszczę niespodziankę - fuknęłam w odpowiedzi, ale... Jednocześnie zajęłam miejsce w samochodzie. Zadowolony Scholl obszedł auto i usiadł za kierownicą.
Jechaliśmy... Dość długo. Minęliśmy większą część miasta, kierowaliśmy się na jego obrzeża... Skądś kojarzyłam tę trasę...
- GDZIE TY MNIE WIEZIESZ?!
- Ja wiem, Ty się dowiesz - próbowałam otworzyć drzwi i wyskoczyć jak kaskader, ale skubany zamknął... - Nie ma tak fajnie, zdążyłem zablokować. Jesteś nieprzewidywalna.
- Kurwa - zaklęłam.
- Jeszcze mi podziękujesz.
Obróciłam się w stronę okna i skupiłam się na migających mi widokach. Jechałam już tą drogą... Kilkanaście razy... O nie.
- Lucasie Julianie Schollu, zatrzymaj ten wóz do cholery! - krzyczałam.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - posłusznie wyhamował pojazd. Odblokował zamek i wysiadł. Rozejrzałam się szybko. Byliśmy przed jego domem... Otworzył moje drzwiczki i zerknął na mnie wyczekująco.
- Nie masz ośmiu lat, tylko osiemnaście. Nie zachowuj się jak dziecko. Zresztą... Nie będę Ci niczego tłumaczyć, masz z nim porozmawiać i sobie to wyjaśnić. potrzebujecie paru słów wyjaśnienia. Oboje.
Poddałam się. Jak to oboje?
- Saruś, chodź. On tam czeka.
On czeka? Na mnie? Lepszego żartu nie słyszałam. Wysiadłam z samochodu, a on kiwnął głową i ruszył przed siebie. Mogłam uciec, prawda? Ale moje nogi chciały zrobić co innego i postawiły krok do przodu, a potem kolejny. Westchnęłam cicho, poddając się swojej woli. Niemiec otworzył drzwi i kulturalnie mnie w nich przepuścił. Jak ja dawno tu nie byłam...
Siedział na kanapie, tępo wpatrując się przed siebie. Przejechał zmęczonym wzrokiem po Lucasie, by... Zatrzymać się na mnie. W jego oczach pojawił się ból. Szczerze? Moje serce wręcz pękało od tego widoku. Miałam przecież być inna w stosunku do niego, a tak po prostu mięknę...
Podniósł się i powoli kierował się w stronę wyjścia, w stronę, gdzie stałam... Zatrzymał się centralnie przede mną, nadal nic nie mówiąc, tak po prostu się na mnie patrzył. Powinnam coś wykrztusić z siebie, prawda? Ale wewnętrzny paraliż bronił mi wszystkiego.
- Saruś - szepnął po kilku minutach wzajemnego patrzenia się na siebie. - Jak to teraz będzie wyglądać?
- Nie wiem... Nie chcę, by Ciebie zabrakło w moim życiu... Nie potrafię. Dopiero po fakcie to zrozumiałam... - spuściłam głowę. Nie popędzał mnie, czekał, aż sama dokończę. - Stałeś się nieodłączną częścią mnie... - nieśmiało podniosłam wzrok. Ciemność jego oczu nie okazywała szczególnych uczuć, pozostawała nieprzenikniona. - Bojan chciał tylko porozmawiać, chciał mnie "przeprosić" za to, co zrobił.
- Nawet jeśli tego chciał, to nie powinnaś go wpuszczać. Jeszcze gdybym go spotkał na mieście... Zresztą, nieważne - myślał, że nie zauważę tego, że jest coraz bliżej, aż taka zaślepiona to nie jestem. - Lucas z Julią pomogli mi zrozumieć wszystko. W sumie to sam już nie wiem, co robić.
- Nie zostawiaj mnie, proszę... - mój głos stawał się piskliwszy. Nie chciałam by odszedł tylko by był ze mną, już na zawsze...
- Nie potrafiłbym. Czas bez Ciebie był najgorszym z możliwych... Sanja się o tym przekonała.. - wytrzeszczyłam oczy z wrażenia. My tu to, a on z jakąś dziewczyną wyskakuje... - Sanja to moja starsza siostra. Przyjechała akurat po Twojej przedostatniej wizycie... - czyli... Czyli ona jest tą dziewczyną, co się z nim tak witała na podjeździe... - Szczerze, to nie spodziewałem się jej przyjazdu, nasze kontakty ciut się napięły po mojej decyzji o opuszczeniu Austrii na rzecz Bayernu... A tu proszę, sama wyciągnęła rękę. Ale dziś to nie o tym - przygarbił się, by zrównać się ze mną wzrostem. - Tylko o nas, prawda?
- Co teraz będzie?
- Nie wiem... To wszystko zależy od niego - złapał moją rękę i położył ją na klatce piersiowej na wysokości serca.
- Moje mówi, że... Że Cię kocha - po wypowiedzeniu ostatniego słowa jego twarz rozświetlił czuły uśmiech. Doczekał się tego...
- Powiedziała to... - szepnął jakby do siebie. - Tyle czasu, by to usłyszeć... Bólu, kłótni, niechcianych słów... - ujął moje dłonie w swoje.
- Ivan, ja tu jestem - ściągnęłam go na ziemię. Złapał mnie w pasie i obrócił wokół własnej osi. - Postaw mnie! - pisnęłam.
- Niech Cię nawet nie śni - oplotłam go nogami w pasie. - Teraz nie będziesz miała ani chwili spokoju - trącił mój nos swoim. Uśmiechnęłam się pod nosem i złączyłam nasze usta razem. Brakowało mi ich w cholerę. Tak samo jak i go samego...
- Tęskniłem za Tobą... - wyszeptał, niewiele odsuwając swoje wargi od moich.
- Też mi Ciebie brakowało.
Przez ostatnie minuty zapomniałam o obecności Scholla... Ale skoro się nie odzywa to znaczy, że dyskretnie się oddalił. Ale mniejsza z nim. Mam Ivana, on mnie... Raczej już jest dobrze, więc czy mogę jeszcze chcieć czegoś więcej?
- Kocham Cię - szepnął, całując mnie w szyję.
- Ja Ciebie też kocham.




____________________________
Wiem, czekałyście na ten moment, co nie? WRESZCIE WSZYSTKO JEST OK XDXD

Jeszcze dwa rozdziały ^_^

Chcę Was zaprosić na mojego nowego bloga z Alessandro Schoepfem w roli głównej :) http://alessandroschoepf-story.blogspot.com/2015/01/jeden-zostane-tu-tak-dugo-jak-chcesz.html#comment-form

piątek, 2 stycznia 2015

Dwadzieścia

Sobotni wieczór. Coś obiecałam Schollowi, więc to spełnię, nie będę taka wredna.
Weszłam do środka wraz z Leną i Julią, które ze mną przyjechały. Lucas nie poprowadził nas dalej, przyjmował kolejnych gości. Salon najwyraźniej był dostosowany do większej liczby osób - stoły z przekąskami znajdowały się w odległej części pomieszczenia, które porażało swoimi rozmiarami. Niedaleko stołów miejsce zajmował DJ, który pomału się rozkręcał. Byłyśmy jako jedne z pierwszych, co było dziwne, bo nim moje koleżanki się wystroją, to minie trochę czasu. A tu niespodzianka, było wręcz przeciwnie.
W drugim rogu znajdowało się kilka kanap, aby można było usiąść. Nadal dziwiło mnie to, jak wielkie jest to pomieszczenie i jakim cudem wszystko się tu zmieściło. Chyba ten dom był specjalnie budowany pod TAKIE sprawy.
- Mam nadzieję, że macie stroje kąpielowe - gospodarz zwrócił się do nas przez mikrofon, gdy tylko wszyscy się stawili w salonie. Ba, dalej było luźno! Większość zgromadzonych przytaknęła. Ups, nikt mnie nie uprzedził, że to będzie jeszcze potrzebne. Lotzen na widok mojej miny zaczęła się śmiać. - Nim impreza na dobre się zacznie, chcę jeszcze komuś pogratulować świetnego debiutu w Bayernie. Tak Sara, o Tobie mówię - zszedł z podestu i zbliżył się do mnie. - Mało kto tak szybko wkupił się w serca kibiców, a Tobie wystarczył jeden mecz! Teraz oficjalnie jesteś nasza - przytulił mnie, a imprezowicze zaczęli klaskać. Uczucia panujące we mnie były ciężkie do opisania, ale wszystkie były pozytywne rzecz jasna! Po Schollim podchodzili pozostali zawodnicy, nie ważne, czy to Frauenfußball, czy Amateure - co jeden to i tak piłkarz Bayernu. Tylko innej sekcji.
Po przytulankach DJ rozgłosił muzykę, a ludzie momentalnie zaczęli kołysać się w rytm melodii. Odsunęłam się od nich i ruszyłam na kanapę, taka imprezowa jestem.
- Zatańczysz? - zwrócił się do mnie Leo. Kiwnęłam potakująco, a ten wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uchwyciłam. Sprawnie wmieszaliśmy się w tłum, nawet nie wiedziałam, że Zingerle jest taki zdolny, haha.
Po skończonej piosence 'odbił' mnie Görrtel, a potem Sallahi, Weihrauch... W końcu przestałam kojarzyć z kim tańczyłam, za dużo ich było, by pamiętać.
Najlepsze w tym jest to, że jako jedna z niewielu nie tknęłam  alkoholu, nie potrzebowałam go, by dobrze się bawić.
Ludzie rozeszli się na zewnątrz. Ah, to dlatego Lucas wspomniał o strojach kąpielowych... Basen za domem, taki luksus! Niektórzy też zawędrowali na górę, jedni do łazienek, a drudzy... Może nie dokończę.
Nalałam sobie napoju i wyszłam na zewnątrz, poprzyglądać się im. Oparłam się o barierkę i skupiam uwagę na chłopcach, skaczących do basenu na tzw. 'bombę'. Zachichotałam, gdy po skoku Ylli'ego woda prysnęła wkoło, nawet i mnie trafiła!
W pewnym momencie przeglądania się im, poczułam na swojej talii czyjeś ręce, a na włosach usta. Delikatnie mną obrócił i chciał zasięgnąć ust, ale momentalnie się odsunęłam.
- Lucas, nie! - zganiłam go, gdy tylko chciał ponownie spróbować.
- Niby czemu nie? Nikt i nic nie stoi nam na przeciw - i znowu te uczucie, ale wtedy było całkiem inaczej...
- Nie chcę tego, zrozum to. Nie wiem, co tam siedzi w Twojej pięknej główce, ale na pewno to nie jest to samo, co w mojej. Jesteś dla mnie jak kolega, nic więcej - spuścił głowę. - Nie smuć się, jeszcze znajdziesz sobie tą jedyną. Ale ja nią nie jestem.
- Chciałbym i to cholernie bardzo. A tu jakiś dupek sprzątnie mi Cię sprzed nosa.
- Cóż, ten dupek się nie spieszy i za szybko nie przyjdzie.
- Lucic? - spojrzał na mnie znacząco. - Powiedziałbym Ci coś, ale nie będę taki.
Westchnęłam cicho, przestałam go ogarniać już.
- Lucas... Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?
- Idziesz nad basen? - zaproponował, zmieniając temat.
- Nie pomyślałam o stroju, ups.
- To chodź w ubraniach, nim impreza się skończy, zdążysz wyschnąć - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę basenu. Nawet nie zdjął z siebie koszulki, tylko tak po prostu skoczył ze mną do nich.
Po wynurzeniu się spod wody, zadowolony z siebie, zwrócił się do mnie:
- Warto było? - kiwnęłam głową potakująco, poprawiając mokre włosy. Przypłynął do nas Leo, chyba nawet wstawiony.
- Pani pozwoli - wyciągnął w moją stronę rękę. Wywróciłam oczami, niech odstawi lepiej alkohol, do końca życia.
- Pan wybaczy - popłynęłam do brzegu, by wyjść z basenu do panny Lotzen, którą wypatrzyłam na leżaku.
- Ee, Piękna, zsuń się - spojrzała na mnie i wybuchła śmiechem. Cóż, na jej miejscu też bym się śmiała-wyglądam jak zmokła kura. Na szczęście jest ciepło, szybko wyschnę.
- A mogłaś się spytać, czy potrzeba czegoś, to nie. I masz, Kurko - zrobiła mi trochę miejsca. - Jak się bawisz?
- Um, jest fajnie. Leo chyba się do mnie przystawiał.
- Leo, powiadasz? Hmm... Na Twoim miejscu bym go brała - zrobiłam facepalma.
- Gdzie Daniela zgubiłaś?
- Kąpie się, a co? - spojrzałam na nią z pobłażaniem. - Mała, na Luciciu się świat nie kończy.
- Nie mam zamiaru nawet się brać za kogoś.
- Niedługo zobaczymy - mruknęła tajemniczo, podnosząc się z leżaka. Za zbytnio nie zastanawiałam się nad tym, co powiedziała. Jak coś będzie się działo, to się dowiem.
Wróciłam do środka, gdzie 'tańczyło' kilka par, chociaż bardziej przypominało to wzajemne obmacywanie. DJ-a nie było, puścił muzykę i sobie poszedł, pewnie nad basen.
Chyba nadszedł czas na mnie, pomyślałam, zerkając na zegar, wiszący na ścianie. Wskazywał drugą nad ranem. Pójść tak bez pożegnania, czy poszukać Lucasa? Postawiłam na to pierwsze, nikt nie widział, jak opuściłam dom. Chyba też nikt nie usłyszał, jak spod niego wyjeżdżałam.

***


W niedzielę spałam gdzieś do południa, może trochę dłużej. Przegapiłam poranny trening, ale na szczęście nikomu się za to nie oberwało. Najwyraźniej Lucas powiadomił trenera o tym. Za to w dzisiejszy poranek opracowałyśmy wczorajsze leniuchowanie, dostałyśmy taki wycisk, że chyba zrezygnuję z imprez, organizowanych przez chłopaków do końca życia.
Miałam opuszczać ośrodek treningowy, gdy ktoś mnie przed tym powstrzymał...







____________________
Zaś Dominika wkurza Was już w nowym roku takimi krótkimi rozdziałami i urywaniem :') Jak myślicie, kto to będzie? ;)

Zdradzę Wam, że do końca zostały aż trzy rozdziały (y)

Samych pomyślności w Nowym Roku Wam życzę!

piątek, 19 grudnia 2014

Dziewiętnaście

Nerwowo poruszyłam się na łóżku. Więc to tylko sen... A był taki... Piękny, eh. Niechętnie się podniosłam spod kołdry. W końcu trzeba zacząć kolejny dzień. Dzień wypełniony intensywnymi treningami przed jutrzejszym ligowym meczem. Inauguracja sezonu za nami, teraz trzeba walczyć o punkty.
Wzięłam szybki prysznic, w podobnym tempie zjadłam śniadanie i udałam się do ośrodka. Viktora i Julii już od kilku dni nie było w Monachium, wrócili do Amsterdamu. Hiszpanka wiecznie mnie kontrolowała, sprawdzała, czy aby na pewno się trzymam. Miała nad sobą mojego brata i nienarodzone dziecko, a tu jeszcze o mnie się chce troszczyć.
Jak się spodziewałam, Wörle dał nam niezły wycisk. Ale tak to jest, jak gra się dla takiego klubu, trzeba pracować na pełnych obrotach.
- Miło Cię widzieć z powtorem w pełni sił, Fischer - zwrócił się do mnie trener, nim zeszłam do szatni.
- Mi też jest miło, panie trenerze.
W szatni czekalo na mnie powitanie oklaskami, jakby co najmniej zawitał tu Barack Obama. Wywróciłam oczami i zaczęłam się przebierać. Zdążyłam naciągnąć na siebie koszulkę, gdy usłyszałam:
- Ej, chować cycki, Scholl idzie! - środku zapanowała wrzawa na dźwięk zwołania panny Simić. Klapnęłam na ławkę i czekałam na jego wejście. Niby czego mógł od nas chcieć?
- Hej moje panny - rzucił z szerokim uśmiechem. My? Jego? Jasne. - W sobotni wieczór organizuję imprezę dla Was, Frauenfußball i dla nas, Amateure. Znajdą się chętne na współuczestnictwo z nami?
Większość dziewczyn wyraziła się pozytywnie. A ja? Całe Amateure powiada? Całe? Przecież on tam też jest. A jeśli i on ma tam przyjść? Z tą swoją dziewczyną w dodatku? Nie, dziękuję, nie skorzystam.
- Te, Fischerowa - kucnął przede mną. - Na Twoją obecność liczę najbardziej.
- Spotkał mnie niezły zaszczyt, jeśli dobrze słyszę.
- Będziesz główną atrakcją - wywróciłam oczami. Metoda podrywu no #32.
- Może jednak nie skorzystam.
- Oj, wybacz. Ale z chęcią bym Cię zobaczył.
- Wszyscy będą?
- Z tego co wiem, to Lucić zrezygnował z uczestnictwa zaraz po tym, gdy dowiedział się, że to ja organizuję tę imprezę - skwasił się, a ja poczułam się jak w swoim śnie. Co to ma znaczyć? - A oprócz niego jeszcze wypada Stefan, Tobias i kilku innych. No i te dziewczyny, które nie chcą wpaść. To jak?
Musiałam chwilę pomyśleć. Ivana nie będzie... Zresztą... Co to mnie obchodzi? Ma swoją dziewczynę, niech się nią interesuje. Ale z drugiej strony... Te uczucie, że przeżywam deja vu... Ale zaraz, w śnie było, że Scholl zaczepił mnie na korytarzu, a nie zapraszał w szatni... Eh, dobra, raz się żyje.
- Um, okej, wpadnę. Tylko napisz mi, gdzie mieszkasz.
- Jasne, roześlę wszystkim, bo nie każda z Was wie - podniósł się z kuca i skierował w stronę drzwi. W pomieszczeniu rozległy się chóralne wycia.
- Jesteście jeszcze gorsze, niż faceci - wróciłam do przebierania się. - Podobno to casanova, sama tak słyszałam.
- Teraz bardziej uważaj, uparł się na Ciebie, a w dodatku... Zerwał z tą swoją Isą... - wytrzeszczyłam oczy na dźwięk ostatniej części wypowiedzi. CO? Rozstał się z nią? O Holender...
- Już szuka metody na podryw... - Lena wywróciła oczami na tekst od Vivienne.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż Scholla - pokazałam jej język, zasuwając rozporek od spodenek. Opuściłam szatnię, a po drodze do domu otrzymałam SMSa od dziewczyny brata. Nadopiekuńcza, jeszcze gorsza niż moja mama. Zignorowałam to i wróciłam do domu.
Lucas mówił, że impreza jest w sobotę, a sobota jest... JUTRO. O mój boże.


***


Zabawa zabawą, teraz jest mało istotna. Za dobrą godzinę zaczyna się mecz Bayern v. VfL Wolfsburg w kobiecej Bundeslidze. Mecz pierwszorzędny, Wilczyce* to silne przeciwniczki, przynajmniej tak słyszałam. A jak będzie? Zobaczę.
Trener omawiał taktykę oraz jedenastkę na mecz. Gram. To dla mnie ważne, w końcu trzeba oficjalnie zadebiutować. Jeszcze na mojej ulubionej pozycji - fałszywej '9'.
- No moje panny, śmigamy na rozgrzewkę, a potem po zwycięstwo!
Wybiegłyśmy na murawę i odbyłyśmy krótką rozgrzewkę. Jeszcze jedno zejście i w końcu oficjalne pojawienie się na boisku. Odśpiewanie hymnów, wybieranie stron i... Zaczynamy!
Pierwsze minuty spotkania mijały spokojnie - one (w sumie tak samo jak i my) rozpracowywały swoje przeciwniczki. Z pierwszym atakiem ruszyła zawodniczka z numerem 9 na koszulce. Szybko podała do swojej koleżanki, która ruszyła pod bramkę. Leonie biegła obok niej, by po chwili precyzyjnie odebrać jej piłkę. Szybko i płasko podała do przodu, do Leny. Minęła dwie piłkarki i podała do... Julii, która posłała idealny strzał na bramkę. Byłby z tego gol, gdyby nie ich bramkarka, która chwilę potem dalekim wykopem posłała futbolówkę do przodu. I ich tiki-taka ponownie poszła w ruch. Kilkaset podań totalnie zgubiły dziewczyny i mimo prób, nie dały rady '16', czyli pani kapitan i spółce rady. Nawet nasza pomoc na nic się nie zdała. Szesnasta minuta, potężny strzał na dalszy słupek i  pokonana. Strata gola boli, ale powinna zmobilizować. Szybki start i ruszamy na nie.
Kilka minut minęło, Julia znowu przy piłce. Szybkie zagranie do mnie w szesnatkę i... Panie i panowie, mamy remis!
- Bramkę zdobywa nasza nowiutka Sara...
- Fischer!
- Sara...
- Fischer!
- Sara...
- Fischer! Fischer! Fischer!
Wspaniałe uczucie, zdobyć bramkę w debiucie, słyszeć swoje nazwisko, skandowane przez kibicow drużyny, dla której grasz... Aż chętniej chce się pędzić dalej i grać.
Pozostałe minuty pierwszej części meczu minęły na wzajemnych próbach zatrzymania akcji przeciwnika. My to my, ale one... Z chęcią jeszcze raz bym pokazała ich golkiperce, gdzie jej miejsce, ha!
Trener w szatni zagrzewał nas do dalszej walki, w końcu to nasz teren. Jeszcze bardziej zmotywowane wróciłyśmy na boisko. Niemiec poprosił nas, byśmy stanęły w kółku.
- Kto wygra ten mecz?
- My! - odkrzyknęłyśmy.
- Kto?
- MY! - potruchtałyśmy na trawę i czekałyśmy na gwizdek arbitra. Gdy go usłyszałyśmy, Julia podała piłkę do mnie, ja do Vivienne, ona znowu do Julii. Nasze "zabójcze" trio, znowu się rozkręcało. Szesnastka. Podałam prostopadle do Leny, która bez problemu umieściła piłke w siatce. Wygrywamy!
Nieco podirytowane przeciwniczki zaczęły wyprowadzać kontratak, jednak nasza skoncetrowana defensywa nie pozwoliła im się przedrzeć. Gina odebrała im piłkę i podała ją do przodu, do drugiej Sary, która ruszyła samotnym slalomem wkoło obrońców. Z jaką klasą je ojechała! Trenerka przyjezdnych zaczęła skakać i drzeć się do swoich piłkarek, by zaczęły grać. Co to, to nie, nie pozwolimy, to nasz teren!
Rzut różny. Dla nas. Precyzyjne dośrodkowanie Kathariny, piłka jak po sznurku kieruje się do mnie. W pełni skoncetrowana odbijam głową i patrzę jak bezradna zawodniczka z numerem 1 wyciąga piłkę z bramki. Usmiechnęłam się pod nosem i wróciłam na swoją połowę, tymczasem pobudzeni kibice wręcz skakali na trybunach, a spiker nie mógł wyjść z podziwu, że znowu zdobyłam gola.
- Takiej piłkarki potrzebowaliśmy od dawna. Bramkostrzelna i głodna gry. Panie i panowie oto Sara Fischer!
Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 4:1, pokonalyśmy mistrzynie Europy, a przy czwartej bramce miałam swój wkład w postaci asysty! Wykonaliśmy falę i zeszłyśmy na dół, uprzednio gratulując rywalkom za dobry mecz.
- No Sara - zaczął Wörle - to był Twój mecz.




______________________
Dobra, wiem... Zrujnowałam Wam święta tym rozdziałem ;v ale cóż... mówiłam, że kolorowo nie będzie!

Życzę Wam kochane Wesołych Świąt, wyjazdów na mecze Waszych ukochanych drużyn i spotkań z Waszymi idolami!

26.12 się widzimy u Holgera i Pierrego ;)

piątek, 5 grudnia 2014

Osiemnaście

Julia z Viktorem po kilku dniach w Monachium, powrócili do Amsterdamu. A ja? Byłam pod stałą "kontrolą" Hiszpanki, czy aby na pewno nie wracam do robotyczności. I nie wracałam, a przynajmniej się starałam. Nie chciałam, by zawracała sobie mną głowy, miała na niej mojego bratanka i drugie dziecko, czyli mojego braciszka.
Sprawa z Lucic'iem dalej milczała, nikt nie posuwał się na przód. Ba, nawet już nie próbowałam do niego iść, miałam jakąś godność...
- Hej Sara! - usłyszałam. Odwróciłam się, zastanawiając się, kto do mnie mówił. Na korytarzu był tylko Lucas Scholl, więc to on do mnie się zwracał.
- No Cię słucham - potruchtałam do niego, a ten się uśmiechnął.
- Wpadniesz do mnie na imprezkę? Dziś wieczorem.
- Imprezka powiadasz...
- Chłopaki z Amateure i od Was parę dziewczyn.
- Towarzystwo doborowe - skwitowałam. - Całe rezerwy idą?
- Niestety, ale nie. Lucić gdy tylko usłyszał, że to ja jestem organizatorem to od razu zrezygnował - odparł ciut zirytowany. - A tak to jeszcze odpada Stefan, Tobi i kilku jeszcze - zamyśliłam się na chwilę. W sumie... Może to nie taki zły pomysł? - To jak, wpadniesz?
- Jasne, tylko podaj mi adres i dokładną godzinę.
- O i widzisz, jak fajnie - od razu humor mu się poprawił. Podałam mu telefon, aby w notatkach zapisał potrzebne mi informacje. Oddał mi urządzenie, a ja schowałam je do kieszeni. - To do zobaczenia wieczorem - cmoknął mnie w policzek i uciekł. Jeśli dobrze pamiętam, to w Barcelonie całkiem inaczej się zachowywał... Ale wróć. Przecież miałam zapomnieć o wydarzeniach w tamtym mieście...
Około godziny osiemnastej opuściłam dom. Z tego, co znalazłam na mapie google, to mój dom jest jakieś dwadzieścia minut od jego, ale warto być przygotowanym na ewentualne korki. Ubrałam się... W sumie zwyczajnie. Jeansowe spodenki i bokserka. No i trampki. Nie jestem typem noszącym sukienki. Mnie w to nie wsadzicie.
Myślałam, czy wziąć coś od siebie, ale Scholli zapewnił mnie, że jedyne co mam przynieść to siebie i dobrą zabawę, haha, dowcipniś.
Wsiadłam do auta i ruszyłam z podwórka. W trakcie jazdy usłyszałam moją ulubioną piosenkę, czyli ktoś do mnie dzwonił.
~ Słońce Ty moje, jeśli możesz to po mnie podjedź ~ dzwoniła panna Simić. Wywróciłam oczami, miała dobre wyczucie czasu, akurat byłam w pobliżu.
- Jasne, za chwilę jestem - rozłączyłam się i wykręciłam kierownicą w lewo, by skręcić w ulicę prowadzącą do domu przyjaciółki.
Zatrzymałam się przed jej domem i zatrąbiłam, w oczekiwaniu na jej wyjście. Ile można się stroić??
Po kilku minutach szperania po wszystkich schowkach auta, usłyszałam kliknięcie klamki.
- No nareszcie księżniczka się wystroiła! - rzekłam, spoglądając na nią.
- Ty, jak widzę, zrobiłaś wręcz przeciwnie.. - westchnęła.
- Nawet nie waż tego robić, jest dobrze tak, jak jest teraz - pokręciła głową, a ja zawróciłam na jedną z głównych ulic.
Po dziesięciu minutach drogi, znalazłyśmy się u celu.
- Serio musiałaś akurat to ubrać?! - złapała się za głowę, na widok mnie w całej okazałości. Wywróciłam oczami i ruszyłam dalej.
- Idziesz ze mną, czy będziesz dalej jęczeć?
Ruszyła powolnym krokiem, by po dłuższej chwili się ze mną zrównać. Wspólnie pokonałyśmy odległość do szeroko otwartych drzwi, w których stał gospodarz imprezy.

***

Impreza trwa w najlepsze od dobrych kilku godzin. Chyba większość towarzystwa jest już pod wpływem alkoholu. Jeśli dobrze widzę to Lucas, ja i z dwie, góra trzy osoby są trzeźwe.
- Masz - chłopak podał mi kubeczek z napojem, siadając obok mnie. Zastanawiało mnie wcześniej, gdzie jest jego dziewczyna, ale tak jakoś wyszło, że nie miałam okazji się o to spytać. A teraz... - Jak się bawisz?
- Jest fajnie. Pomijając pijaków - zaśmiałam się cicho. Rozejrzałam się wkoło, wsłuchując się w muzykę dobywającą się z głośników, gdy poczułam czyjąś rękę na swojej nodze. Chyba się znowu zaczyna...
- Wiesz... Może byśmy poszli...
- Znowu zaczynasz? Proszę Cię, daj sobie spokój.
- Teraz Ivan mi nie przeszkodzi.
- Ale moja pięść już tak. Zrozum wreszcie, że ja kocham innego, tego którym nie jesteś Ty.
- Lucic'ia, co nie?
- A żebyś wiedział, że właśnie jego. Dzięki wielkie za imprezę, będę się już zbierać.
- Eh... - westchnął cicho. - Odprowadzić Cię?
- Nie, dzięki, sama sobie poradzę - definitywnie podniosłam się z kanapy i opuściłam jego dom. Znalazłam swój samochód i ruszyłam w drogę powrotną.
Co mnie skusiło, aby powiedzieć mu o uczuciach do Lucic'ia? Na odczepne, by wreszcie dał mi spokój? Sama już nie wiem. Przecież to i tak nic nie zmieni.
Gdy znalazłam się w domu, padłam zmęczona na łóżko. Po zamknięciu oczu w głowie zawitały mi piękne wspomnienia. Większość z nich stanowiły jego usta, czy też dłonie, dotykające mojego ciała... Znów za bardzo bujam w obłokach...
Rano Wörle zadzwonił do mnie z wiadomością, że nie mamy treningu, pewnie skacowane dziewczyny go powiadomiły o tym. Cóż, mam dzień wolny. Postaram się jakoś go wykorzystać, ale najpierw kąpiel. W nocy tego nie uczyniłam, całkiem oddałam się retrospekcjom. Będąc już w wannie, obmyślałam, co potem zrobić. Może jakieś większe sprzątanie? Od kiedy tu się wprowadziłam, to tego nie robiłam, więc raczej by się przydało. Ale do tego potrzeba detergentów, których nie miałam, ups.
Po godzinnym moczeniu się w ulubionych olejkach, wyszłam z wanny i się wytarłam. Nie chciałam się gnieździć jeszcze we wczorajszych ubraniach, więc łazienkę opuściłam w samym ręczniku. Kierowałam się właśnie do pokoju, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Niech ten ktoś nawet nie myśli, że mu otworzę. Na pewno nie teraz, pomyślałam.
- Sara, otwórz. Wiem, że tam jesteś - nie wierzyłam własnym uszom. On? Tutaj?
- Musimy poważnie porozmawiać - dalej mówił do drzwi, a ja? Myślałam co dalej zrobić. Otworzyć mu, czy nie? W dodatku teraz? Zerknęłam w dół, dalej byłam owinięta ręcznikiem. Nie żebym liczyła na to, że magiczne elfy mnie przebrały, skądże.
- Do cholery, otwórz. Proszę Cię. Albo wyważę drzwi.
Westchnęłam cicho. W sumie, to jestem u siebie, mogę sobie pozwolić na paradowanie w ręcznikach. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Niewiele się odsunęłam od drzwi, w oczekiwaniu na konfrontację.
Otworzył je, a następnie wychylił się zza bukietu ròż. Słodka próba przekupienia...
- O cholera... - zaklął, spoglądając na mnie wzrokiem 'prawdziwego mężczyzny', wręcz podnieconym spojrzeniem.
- Napatrzyłeś się? Coś jeszcze chcesz?
- Najpierw je przyjmij - rzekł po dłuższej chwili wzajemnego patrzenia się na siebie, podając mi bukiet.
- Dziękuję.. Może wejdziesz? Pójdę się w międzyczasie przebrać.
- Nie, proszę, posłuchaj teraz tego, co mam Ci do powiedzenia.
Postawiłam bukiet na szafce i oparłam się o ścianę obok niej. Lucić odetchnął głęboko kilkakrotnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Chcę Cię przeprosić za moje tchórzostwo i za to, jak Cię potraktowałem przy Krkic'iu. Ale nie panowałem nad sobą od kiedy go zauważyłem. Nienawidzę gościa za to, że tyle krzywdy Ci wyrządził. Chcę także przeprosić Cię w imieniu Sanji, znaczy się mojej starszej siostry. Jest na mnie wyczulona - zaśmiał się krótko. Siostry powiada? - Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi słyszeć Twój podłamany głos. Ale pewnie też nie wiesz, co się ze mną działo...
- Wytłumacz mi jedno: Twoja siostra to jest ta dziewczyna, co wygoniła Julię i mnie? - zatwierdził mi. Czyli nie miał innej dziewczyny, uf. - Ivan... - szepnęłam, spostrzegając się, że jest coraz bliżej mnie. - Czemu nie powiedziałeś mi, że Twoja siostra przyjechać?
- Nawet się nie spodziewałem... Czyli dlatego nie przyjechałaś...
- Przyjechałam. W końcu musiałam Was jakoś zobaczyć razem. W tamtej chwili pomyślałam, że to co mówiła mi Julia to same kłamstwa...
- Na Twój temat nigdy bym nie skłamał - dotknął mojego policzka, a po moim ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. Brakowało mi tego i to bardzo! - Powiedziała Ci wszystko o naszym pierwszym spotkaniu? - zatwierdziłam, a on się przyrumienił.
- Ivi... Nigdy się nie spodziewałam, że jakikolwiek facet tak o mnie powie. Szczególnie Ty... To co robiłeś...
- Csii, już nic nie mów - przerwał mi swoimi ustami. Ich jeszcze bardziej mi brakowało. I tej miłości, ukrytej w każdej czułości...
- Ivan, kocham Cię.. - szepnęłam, gdy całusy przeniósł w okolice szyi.
- Przecież wiesz, że Cię kocham - wrócił do skradania pocałunków z ust. Objęłam jego kark, a ten dla wygody mnie podniósł. Oplotłam go nogami w biodrach, chyba przestałam się przejmować ręcznikiem.




_______________________
Tak wiem, rozdział się bardzo podoba (y) Szczególnie jego końcówka (y) ale spokojnie... to jeszcze nie koniec....:) ile rozdziałów stawiacie, że jeszcze będzie? ;)