Obiecałyśmy chłopakom, że będziemy na ich sparingu, tak jak oni na naszym. Zasiadłyśmy drużyną nad ławką rezerwową Monachijczyków i w miarę cierpliwie czekałyśmy na rozpoczęcie spotkania. Chłopcy mieli rozgrzewkę, o dziwo byli spokojni, wow. Z tego, co słyszałam, to niemal zawsze coś odwalali. Hmm, przekonamy się, jak wrócimy do Monachium.
Pierwsza połowa minęła spokojnie, pomijając kilka sytuacji podbramkowych dla Espanyolu, skutecznie powstrzymywanych przez Ivana. A z jaką precyzją to robił!
Druga odsłona spotkania byłą jej przeciwieństwem. Jednak dla nas dobrym. Chłopcy jak profesjonaliści wymijali Katalończyków i powoli wykańczali.
Całe spotkanie skończyło się wynikiem 4:0 dla Amateure. Bramki zdobywali Scholl, Strohmaier, Weihrauch oraz Leo.
- Ostatnie sprawdzanie, czy mamy wszystko i lecimy do domu! - obwieścił Wörle, gdy wracałyśmy do hotelu. Wszystkie przystałyśmy na to z entuzjazmem. Po kilkunastu minutach autokar zatrzymał się na parkingu. Jesteśmy na miejscu. Popędziłam do środka, musiałam jeszcze pożegnać się z Julią i Viktorem. Zatrzymałam się przed drzwiami i śmiało zapukałam.
- Już, chwila! - zawołała Hiszpanka, a ja w miarę cierpliwie czekałam. Chyba nie musiałam za długo myśleć nad tym, co się tam dzieje. Otworzyła mi ona, uśmiana, jak nigdy. - O, Sarcia! - wyszczerzyła się bardziej. - Co Cię sprowadza? - spytała, zapraszając mnie do środka. Mojego brata nie było...
- Przyszłam się pożegnać, wracam już do Monachium.
- Co tak szybko? - spytał Duńczyk, wyłaniając się z łazienki.
- Mija tydzień pobytu tutaj. A obóz był tygodniowy.
- A szkoda...
- Masz taką minę, jakbyśmy się ostatni raz widzieli. Zawsze możesz wpaść do Monachium - zatrzymał się przede mną ze smutną miną.
- Jeszcze trzy miesiące temu nie myślałem, że będziemy mieszkać osobno. A dziś? Ja w Holandii, Ty w Niemczech...
- Oj, przeżywasz to jak nie wiem co.
- Bo zmieniłaś się z mojej malutkiej siostrzyczki w kobietkę - zaśmiałam się. - Ale ja poważnie mówię. Już nie będę miał jak Ci bronić wszystkiego, sama musisz podejmować decyzje. A niektóre będą poważne.
- Dam radę, nie masz się czym martwić - rozczochrałam mu włosy.
- Na to liczę, że dasz radę. W razie problemu wiesz, gdzie masz dzwonić.
- Jasne. To ja... Będę już wracać, muszę się spakować - westchnęłam. - Viktor... Chodź do mnie, braciszku - wyciągnęłam ręce, a ten podszedł i mnie przytulił. - Julia... Ty też chodź - Hiszpanka też zbliżyła się do naszej dwójki i dołączyła do tubisiowania. - Dzięki, że jesteście.
- Pamiętaj, że zawsze możesz do nas przyjechać - szepnęła Fernandez.
- Wiem - opuściłam ręce. - Do zobaczenia - skierowałam się do wyjścia.
- Napisz, jak dolecisz! - zawołali na odchodne. Skinęłam głową i popędziłam do pokoju.
- A Ty gdzie byłaś? - zapytała Lena.
- U braciszka.
- Czyli wszyscy się już pogodzili, tak?
- No na to wygląda... Dobra, nie ma gadu-gadu, pakujemy się!
***
Przelot do Monachium odbył się bez większych komplikacji. Siedziałam z Leną i Julią, a po mojej lewej stronie siedział Ivan, Kevin i Matthias. Dziewczyny zawzięcie debatowały między sobą, Friesenbichler spał, a Strohmaier grał w jakąś grę na swoim telefonie. Chwilę porozmawiałam z austriackim bramkarzem, a resztę lotu przespałam. Nie mogłam się doczekać tego, kiedy położę się w swoim łóżku i odeśpię tamte noce.
- Wpadacie do nas jutro na trening? - spytał Daniel, gdy byliśmy już na Saebener.
- Ma się rozumieć! - zaśmiałyśmy się, by po chwili się rozejść, każda w swoją stronę. Pewnie ten kawałek bym przeszła sama, gdyby nie to, że jedna osoba zaoferowała mi się, że przejdzie się ze mną...
- Dużo się działo, nieprawdaż? - spytał cicho, powoli wychodząc z ośrodka.
- Nawet nie wiesz, jak dużo... - uśmiechnęłam się blado, spoglądając na niego. - Mimo to... Dobrze, że stało się to, co się stało.
- Niby dlaczego tak sądzisz?
- Dzięki temu zamknęłam jeden rozdział za sobą. I pewnie otworzę kolejny - nie chciałam się jeszcze z nikim wiązać, ale nie chciałam też go tracić... Obiecałam, że dam mu szansę, ale musi trochę poczekać...
- Będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem - szepnął, delikatnie obejmując mnie w talii. Uśmiechnęłam się na te słowa, jednocześnie skręcając w bramkę od swojego domku. - Tu mieszkasz?
- Tak. Chcesz wejść?
- Dam Ci ode mnie odpocząć. Zobaczymy się jutro?
- Oczywiście, że tak.
- To się cieszę - zatrzymał się przed drzwiami i puścił rączkę walizki. Jego wolna dłoń powędrowała w stronę mojej twarzy i delikatnie ją uniosła, bym mogła na niego spojrzeć. Jego ciemne oczy wręcz hipnotyzowały. Uśmiechnął się z wyższością i powoli zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Ostrożnie musnął moje usta swoimi, a gdy mu się nie oparłam, stał się odważniejszy... Przyparł mnie do drzwi, z każdą nadchodzącą chwilą pogłębiając pieszczotę. Moje serce biło jak dzwon, niemal wyskakiwało mi z piersi, a on nawet nie chciał tego kończyć.
Po kilku minutach niewiele ode mnie się odsunął i uważnie się mi przyjrzał. Ciężko oddychałam, czułam, że na policzkach rozkwita rumieniec, a ten przyglądał mi się, jakbym była co najmniej dziełem sztuki. Ostatni raz się nade mną pochylił i złożył jeszcze jeden, krótki, ale słodki pocałunek na moich wargach i cofnął się o krok.
- Do zobaczenia jutro - obdarzył mnie szelmowskim uśmiechem i powolnym krokiem opuścił podwórko, zostawiając mnie samą. To co ze mną robił... Przechodziło ludzkie pojęcie.
Do środka weszłam dopiero wtedy, kiedy ochłonęłam po tym co się stało. Jednak mimo tego, co robił, to nie usłyszałam tych najważniejszych słów... Może nie mówi ich, bo boi się, że jeszcze powiem nie? Eh, miłość jest dziwna.
***
- Teee, Fischerówna! Trening się nie zaczął! - zawołała blondynka, podbiegając do mnie. Cmoknęła mnie w policzek na powitanie.
- Ale zaraz się zacznie.
- A ta chwila to trwa za długo, co nie? - śmiejąc się zatwierdziłam. - Idę się przebrać, a Ty siedź tutaj i nawet się nie ruszaj stąd! - poprowadziła mnie na ławkę.
- Tak jest, szefowo! - zasalutowałam jej, a ta popędziła na dół. Przysiadłam się na niej i chwilę posiedziałam w bezruchu, w oczekiwaniu na Niemkę.
- Wow, to Ty umiesz posłuchać?
- No wiesz Ty co... - pokręciłam głową z pobłażaniem. Nasza "rozmowa" została przerwana, bo nadszedł trener, a za nimi pozostałe zawodniczki.
- No moje panny, zaczynamy! Obóz się skończy, za tydzień gramy z PSG. Dziś taki luźniejszy trening, dam Wam odpocząć, a jutro powracamy do ciężkiej pracy. A na rozgrzewkę trzy kółka wkoło boiska.
Zaczęłyśmy truchtać wkoło wyznaczonego terenu, a potem miałyśmy kilka ćwiczeń siłowych. Wyrobiłyśmy się w pół godzinie. Trener oświadczył, że na dziś koniec. Przebrałam się w ubrania, w których przyszłam i wraz z Julią i Leną poszłyśmy na ławkę, poczekać na chłopaków, w końcu obiecałyśmy im, że będziemy.
- Jak tam się wracało z Ivim? - spytała panna Lotzen, popijając swoją kawę, którą zdążyła kupić z automatu.
- No jak się miało iść, hmm? Było bardzo przyjemnie... - przyrumieniłam się na samo przypomnienie sytuacji sprzed mojego domu.
- Coś się działo, bo się przyrumieniłaś!
- Oj bądź już cicho! - zganiłam ją. - Idą chłopacy.
- Witamy Mädels*! Dzięki, że przyszłyście - wyszczerzył się Wein, po chwili uciekając do szatni. W spokoju wyczekiwałam rozpoczęcia ich treningu i ujrzenia Ivana. Po kilku minutach całe Amateure stanęło na trawiastym boisku i rozpoczęło rozgrzewkę. Przemknęłam wzrokiem po ich twarzach, by ujrzeć tą, której szukałam. Na sam jej widok na mojej pojawił się wielgaśny banan. Lena wymamrotała coś o mnie do Julii, ale miałam to gdzieś. Liczył się ten uśmiech, który był kierowany tylko do mnie.
Po pięciu kółkach chłopcy przeszli do ćwiczeń z piłką. Lucić znów popisywał się świetnymi interwencjami, wręcz się popisywał. Wszystko szło dobrze, dopóki podczas jednego z wyskoków nie ustawił dobrze stopy, a przy jej zetknięciu z ziemią wykręciła się do środka... Niemal od razu podbiegł do niego lekarz. Przeraziłam się i popędziłam do niego.
- Ivan! - pisnęłam, kucając obok niego, mężczyzna zamrażał właśnie jego kostkę.
- Mała, spokojnie - ścisnął moją rękę, starając się na uśmiech.
- No, Ivan, najprawdopodobniej skręciłeś kostkę.
- Super - mruknął sarkastycznie.
- Dwa-trzy tygodnie bez gry Cię czekają, jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą. Najpierw musimy Ci prześwietlić stopę i staw skokowy, by wydać ostateczny osąd.
- Eh, no dobrze - medyk pomógł mu wstać i powoli ruszyli w stronę gabinetu. Ja nieśmiało dreptałam obok nich, dalej trzymając jego rękę, jednocześnie prosząc, by nie było to skręcenie.
- Saruś, będzie dobrze - starał się mnie pocieszyć, nim zniknął za drzwiami.
Oby, pomyślałam, krążąc po korytarzu. Martwiłam się i to bardzo. Eh...
Po jakiś kilkudziesięciu minutach drzwi się otworzyły, a opuszczał je bramkarz. W dodatku o kulach.
- Skręcona - westchnął, gdy podeszłam do niego. - Mam się nie przeciążać przez najbliższe dni...
- Spokojnie, zaopiekuję się Tobą - szepnęłam, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
Zeszłam z nim do szatni chłopaków, by mógł zabrać swoje rzeczy. Ich trening trwał w najlepsze, więc nie przejęłam się tym i śmiało znalazłam się w środku.
- Która to Twoja torba? - spytałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Wskazał na jedną z nich. - Nie smuć się, będzie dobrze. Kontuzje każdemu się zdarzają.
- Ale nie po jednym z pierwszych treningów...
- Kirchhoff - spojrzałam na niego wymownie.
- Dobra, nie było tematu.
- Przyjechałeś swoim samochodem? - zatwierdził mi. - Okej, wszystko chyba wzięłam, chodź, idziemy.
___________________
Tak bardzo roztapiałam się wtedy, gdy Ivan całował się z Sarą, omonomonom <3
Mi się rozdział podobał, nawet długością nie jest zły, co nie? :p
Zapraszam na nowego bloga ;) - Wahre Liebe ist längeren als Leben...
No pocałunek był niezły :D Ogl zajebisty rozdział, szkoda że kostkę skręcił. :( No ale cóż xd
OdpowiedzUsuńDo następnego ;*
O mój boże *-*
OdpowiedzUsuńDomiś nie tylko ty się rozpłynęłaś XD
Takie to przepięknocudowne dzieło w wykonaniu jednej z najlepszych blogerek ♥♥
Wieeelbię tą dwójkę tak bardzo <3333333
Czekam na kolejny
Buziooole :********** ♥♥♥
hej! :3 serdecznie zapraszam na najnowszą część opowiadania na: http://forever-hyhy.blogspot.com/2014/09/czesc-9.html ;) bardzo zależy mi na wyrażaniu opinii w komentarzach ":)
OdpowiedzUsuńawww pocałowali się <3 ogólnie przesłodko opisałaś tą scenkę *-*
OdpowiedzUsuńniech wraca szybko do zdrowia, mam nadzieję, że ta kostka to nic poważnego :)
rozdział genialny jak zawsze! :D
pozdrawiam i czekam na nexta :*
Dobra, chyba oficjalnie trzeba pogodzić się, że Sarka ma się ku Ivanowi i przestać biadolić pod każdym rozdziałem, że tak nie jest, bo jest. Pocałunek był tylko kwestią czasu, no i ta scena, przesłodka, kiedy mu mówi, że się nim zaopiekuje, cóż za romantyzm :D
OdpowiedzUsuń